17 kwietnia 2016

Odnaleźć hobby

Jak to mawia mój mentor ,,Każdy ma jakąś pasję... jedni odkryją ją wcześnie, drudzy późno, trzeci wcale''. Oczywiście zgadzam się z tym. Ciekawość sprawia, że możemy odkryć jakiś talent, zamiłowanie. Dzięki tej cesze dziś w całym naszym domu tykają zegary. Z grubsza opowiem, jak to się właściwie zaczęło...

Pamiętam, jakby to wszystko działo się wczoraj.

Otóż z 6 lat temu - ,,kiedy byłem małym chłopcem'', moje zainteresowanie światem - było ogromne. Chciałem wszystko poznać - choć trochę. Czasami w bajkach pojawiał się motyw Big Bena. Był on ukazywany jako zegar, który w środku ma gigantyczne tryby i części. Wtedy padło pytanie ,,Jak to naprawdę wygląda? Jak to działa?'' Więc zacząłem szukać.

I wtedy poczęłem przeczesywać internet, wpisując frazę typu ,,Mechanizm Big Bena''. I tak jakoś wyszło, ze znalazłem filmy na YouTube, które pokazywały pracę i konserwację mechanizmu Big Bena. Więc mogłem w końcu odpowiedzieć sobie na wcześniejsze pytania. Ale po obejrzeniu tych filmów, wyrósł we mnie zalążek, który do tej pory mówi mi. że ,,te zegary mechaniczne są fajne'' :D

Zatem - długo nie zwlekając - spytałem się rodziców, czy możemy sobie kupić stary, mechaniczny zegar.  Zgodzili się. Więc przeszukaliśmy ,,Wujka Gugle'', aby znaleźć jakiś ciekawy czasomierz. Początkowo miał to być zegar stojący, o nazwie ,,Gustav Becker'' ;) 

Maj 2010

Minął niecały miesiąc, kiedy znaleźliśmy piękny, okazały, wiszący zegar. Postanowiliśmy go zakupić.

Po trzech dniach, około 18 maja po godzinie 16.00 przyszła wielka, czarna paczka. Rozpakowaliśmy ją i naszym oczom ukazał się wielki, eklektyczny zegar, który tego samego dnia wisiał już na ścianie, bił oraz chodził... ale był pewien defekt. Okazało się, że kupiliśmy czasomierz, którego kluczyk był lutowany. Pomysł inżynierii polskiej... Oczywiście po 3 tygodniach lutowana część odpadła, więc zegara nie dało już się nakręcić, a kluczyk od dziadków (do tej pory posiadają dwa zegary mechaniczne - radzieckiego Majaka i polskiego Metrona) był za mały. Zegar stanął po tygodniu i o nim zapomnieliśmy... Wisiał tak bez duszy dzień w dzień - przez kilka lat. 

Ale... przyszedł renesans :D

Czerwiec 2014

Jak prawdziwy myśliciel odrodzenia, spojrzałem na czasomierz (który znów zaczął mnie interesować) i powiedziałem sobie ,,Nie po to kupiliśmy ten zegar, aby stał - tylko chodził''. I tymi słowami zrobiłem coś, co zmieniło w pewien sposób moje życie. Poprosiłem rodziców, aby zamówili mi tzw, ,,wieloklucz'' - klucz do nakręcania z wieloma gwintami. I w końcu mogłem po raz kolejny nakręcić zegar. 

I wtedy też przyszło zaskoczenie - okazało się, że mój wujek (mieszka na drugim końcu Polski i nie mieliśmy jakoś wcześniej okazji go odwiedzić) ma dość pokaźną kolekcję zegarów. Wchodzimy do jego mieszkania i widzę w przedpokoju ,,O! Malutki Mauthe!". Idziemy dalej - do salonu i patrzę. Nawet nie możecie sobie wyobrazić mojego zaskoczenia, rozdziawionej przez 10 minut buzi, gdy widzi się całą ścianę ,,zawaloną zegarami'', a naprzeciw drzwi wisi wagowy, Gustav Becker z grawerami. To było coś niesamowitego...

Wujek polecił mi wtedy dwie książki - autorstwa Bartnika i Podwapińskiego. Długo nie zwlekając - zakupiłem je. 

I wtedy coś mnie uderzyło - stare czasomierze - mają ,,to coś''. Odkryłem, że to mnie kręci. Zaczynam myśleć o poszerzeniu swojej kolekcji o nowe zegary. I tak zakupiłem kolejny zegar - zabytkową Kienzlę z lat 30. ubiegłego wieku. Przyszła dokładnie 24 czerwca. Oczywiście trzeba było pójść i odebrać ją na poczcie. To musiało wyglądać komicznie, gdy niosłem tę czarną, brzęczącą paczkę z bratem przez pół miasta :D

Tego samego dnia los chciał, że kupiłem na rynku u kramarzy nakręcany budzik Prim za (bagatela) 3zł - podkreślę, że BYŁ sprawny, dopóki się za niego nie zabrałem. Następnie kupiłem NRD-owską Ruhlę (także na rynku) - też ją w pewien sposób ,,rozbroiłem''. Potem jeszcze był elektromagnetyczny roczniak Hermle (los podobny - jak dwa powyższe). Jednak stwierdzam, że człowiek się uczy na błędach... dosłownie.

Mniej więcej wtedy do naszej parafii przyszedł nowy ksiądz proboszcz. Wykazał ogromne zainteresowanie zegarami. W lato weszliśmy na wieże kościelną, aby obejrzeć znajdujący się tam mechanizm zegara. O dziwo - czasomierz zachował się w dość dobrym stanie. Nikt go nie widział od wielu lat.

I przyszedł wrzesień - początek szkoły i... kupno nowego zegara! Pojechaliśmy wtedy do sąsiedniego miasta, aby odebrać prawie 120-letniego Junghansa. Przy wynoszeniu go z piwnicy okazało się, w jak koszmarnym stanie znajduje się skrzynia tego czasomierza, ponieważ odpadła listewka, pod którą kryły się korytarze po korniku...

Potem był październik. Przez ostatnie dwa miesiące zamierzałem zadzwonić do jednego z najlepszych zegarmistrzów w Polsce, ale miałem w sobie pewien ,,lęk przed nieznanym''. Już się wahałem, by zadzwonić i w tym momencie zaciął mi się telefon i wybrał połączenie - ,,No co będę się rozłączać - głupio by było''. I ten miły głos:

 -Tak słucham?

- HALO! Czy rozmawiam z panem W.?

- Tak - w czym mogę pomóc...

I tak się jakoś potoczyło. To wspaniały, dobry człowiek, który robi doskonałe czasomierze. Po naszej rozmowie wyszło na to, że tak samo traktujemy zegary mechaniczne i mierzenie czasu - są dla nas pasją gigantycznych wprost rozmiarów i lubimy o nich rozmawiać godzinami oraz z wielkim entuzjazmem.

Moja pasja nadal się rozwija, a przez to daje mi nowe możliwości... Minął listopad i grudzień, kiedy kupiłem 120-letni zegar marki Japy Freres i naręczną Rakietę z lat 70-tych, natomiast styczeń i luty - na pogłębianiu wiedzy zegarmistrzowskiej.

I przyszedł marzec roku następnego - 2015...

Dostałem (można powiedzieć) pierwsze zamówienie na renowację zegara wiszącego. Poprosił mnie o to ksiądz proboszcz - dostał egzemplarz Metrona z października 1962 roku. Mechanizm był cały zakurzony i brudny. Zabrałem się za konserwację. Każda część werku została dokładnie oczyszczona, naoliwiona w odpowiednich miejscach. Skrzynia także straciła swój wewnętrzny blask, więc ją naoleiłem - przez co zegar po tym wszystkim odzyskał swój dawny wdzięk i urok. I wtedy zacząłem naprawiać, a nie tylko psuć zegary. A Metron - do dziś nic mu nie dolega - mierzy sobie spokojnie czas w kancelarii parafialnej :)

Najdziwniejszą rzeczą po tym wszystkim było to, że ludzie zaczęli mówić rzeczy typu: ,,Ej - to twój brat reperuje zegary? Bo mam taki jeden w domu...'' I już wszystko było wiadome...

W maju natomiast sam dostałem od kuzynki Metrona z 1990 roku. Jest to zarazem najcichszy, jak i najmłodszy czasomierz mechaniczny, jaki posiadam. Wisi u mnie w pokoju ;)

Przeskoczę teraz do 2016 r. W styczniu zakończyła się renowacja tarcz zegara i - tak się pochwalę - niedługo zostanę opiekunem zegara wieżowego, który wymieniłem wyżej ;)

I taka jest historia mojej pasji... Były także chwile zwątpień, czy to jest naprawdę to, co mnie rzeczywiście kręci. Teraz nie mam już żadnych wątpliwości, że odkryłem swoją pasję...

Czyli krótko rzecz ujmując - pasja jest dopełnieniem życia. To ona wypełnia człowieka i sprawia, że czuje się szczęśliwy :)

 1. Aby odnaleźć swoje hobby,  nie można się bać świata. Trzeba się w niego zagłębić, a nie zajmować się tylko przyziemnymi sprawami.


2. Trzeba być wytrwałym, nie poddawać się przy pierwszej - lepszej okazji. 



3. W hobby NIE PATRZY SIĘ NA INNYCH - co oni o tym myślą, czy się z nas śmieją.  



4. Jesteś indywidualistą. Można się wzorować się na innych, lecz nie można ich całkiem kopiować. Fakt - może wiele osób ma podobną pasję, lecz to Ty jesteś jedyny w swojej dziedzinie.



5. Bądź dumny ze swojej pasji.



To tyle na dziś :) 

1 komentarz: